Komentarze: 0
Wcale się nie przyznał wówczas, ze już wie, jak wyglądam. Śmiałam się głośno, kiedy po "identyfikacji" orzekł, że mogę ewentualnie pokazać się u jego boku. Żartowaliśmy.
Bardzo lubiłam Jego dowcipne riposty. Ma to, co określa się słowem Schlagferitigkeit.
Kiedy otworzył mi okienko priv i powiedział, że jestem piękna, natychmiast pomyślałam, ze to kolejny dowcip i jak najszybciej chciałam zakończyć tę rozmowę… Tym bardziej, że na ogólnym rozprawiano, że "privić" mam sobie gdzie indziej. To ja byłam przecież nowa na tym czacie.. W ogóle byłam "świeża" w porównaniu z Jego netowym stażem. "Ircył", znał się na różnych komputerowo-netowych sprawach. Ja byłam lamerką…:-)
Zawsze kiedy przychodził, całe towarzystwo na czacie ożywiało się.
Na tlenie mówił o sobie niewiele. Chyba po miesiącu dowiedziałam się, jak ma na imię.
Ja też nie chciałam się specjalnie zwierzać. Rozmawialiśmy o muzyce, której słuchamy, o książkach, które lubimy, o filmach i o malarstwie, którym się interesuje. Trochę o rodzinie. Opowiadał o dzieciach, nigdy zaś o żonie…Kiedyś powiedział krótko, ze nie ma żony i szybko zmienił temat. Nie jestem wścibska, więc nie drążyłam. Mówił o swoich dzieciach z miłoscią i czulością, opowiadał,jak je wychowuje i jak się nimi zajmuje. Pomyślałam wtedy ze jest wspaniałym ojcem. Oczywiście, jak to w sieci bywa, mógł to być fałszywy wizerunek Osoby, który moja wyobraźnia sobie wytworzyła na zasadzie wishful thinking...
Rozmawialiśmy o wykształceniu i byłam zaskoczona, kiedy powiedział mi "Wiesz, ja jestem prosty chłop. Dla mnie, co białe, jest białe, a co czarne, czarne", bo podczas naszych rozmów nie czułam się ani lepsza, ani tym bardziej mądrzejsza. Często mówiliśmy to samo, komentując różne zdarzenia.
W okresie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem chyba zaczełam mu bardziej ufać. Oczywiście wcale nie tak do końca... Pod koniec grudnia wzruszył mnie, ponieważ zadał sobie trud i sam wytropił mnie w sieci na podstwie kilku danych.
Nie znał mojego nazwiska, znał tylko parę faktów... i dotarł do mnie.
A w międzyczasie, w trakcie tych naszych netowych pogawędek, powtarzał, że jedyną kobietą, którą kochał i kocha ciągle jest Jego Żona.
Jego obraz stawał się coraz pełniejszy. Poza pracą zawodową i domem zajmował się też wolontariatem.
Kiedys przypomniałam mu powiedzonko : "Nie ten cham, co ze wsi..." w kontekscie kolejnej rozmowy o dyplomach i zaszczytach. Mój mąż ma dwa fakultety...
Szarpane są te moje wspomnienia, ale czegóż tu wymagać od sklerotycznej raszpli? ;-)
Notka powstała 4.8.2003